Paloma
Kumpelka Właścicielki
Dołączył: 06 Paź 2008
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z mrocznych otchłani..
|
Wysłany: Pon 16:52, 15 Gru 2008 Temat postu: 31.05.08 |
|
|
Rodzaj treningu: teren
Miejsce: las, łąka
Pogoda: parno, ok. 31*C, słonecznie
Opis:
Przyszłam do stajni ubrana w krótkie spodenki i bluzkę na naramkach. Nie miałam sumienia wkładać dzisiaj całego stroju jeździeckiego z prostej przyczyny - ugotowałabym się w nim. Weszłam do boksu ogiera. Założyłam Herkiemu kantar i wyprowadziłam na padok. Następnie wróciłam do klaczy. Przywitałam się z nią a następnie poszłam do siodlarni po szczotki. Powoli i dokładnie czyściłam klacz szczotkami - gumową i ryżaną. Klacz kręciła się po boksie, więc założyłam jej kantar i przypięłam uwiąz. Gdy sierść klaczy lśniła a grzywa i ogon były rozczesane zajęłam się kopytami Sparty. Wzięłam kopystkę i podeszłam do zadu klaczy.
- Noga - powiedziałam 'zjeżdżając' ręką po nodze klaczy.
Klacz od niechcenia podała mi nogę najpierw prawą a następnie lewą tylną. Podeszłam do przednich nóg klaczy. I tu już nie było łatwo. Klacz najpierw wogóle nie chciała podać mi nogi a kiedy już podała próbowała wyrwać. Po pięciu minutach męczarni udało mi się wyczyścić kopyta Sparty. Poszłam ponownie do siodlarni aby odłożyć szczotki, a wziąć ogłowie z polskim nachrapnikiem oraz podkład na jazdę na oklep. Wróciłam do boksu klaczy. Sparta widocznie nie miała zamiaru iść na jazdę. Podczas zakładania ogłowia klacz nie chciała przyjąć wędzidła a gdy przyjęła - zaczęła wypluwać. Nerwowo wyrywała i zadzierała głowę. Po jakimś czasie Sparta wreszcie się uspokoiła i pozwoliła założyć sobie ogłowie. Następnie założyłam podkład i wyszłyśmy przed stajnie.
Dosiadłam klacz i ruszyłyśmy leniwym stępem w stronę lasu. Szłyśmy przez łąki więc nie chciałam kłusować, by klacz nie zgrzała się. Dopiero gdy weszłyśmy do lasu zakłusowałyśmy. W lesie było chłodno i przyjemnie.. po prostu super. I wreszcie w lesie klacz sie "obudziła" i zaczęła iść żwawo i lekko. Co jakiś czas mijałyśmy się z przechodniami, których dzieci krzyczały "kooooniiiik!" i leciały do Sparty. Przez co klacz to sie płoszyła, to ja ją musiałam zatrzymać gdy brzdące wlatywały wręcz pod jej kopyta. W efekcie klacz była zdenerwowana i już przez dalszą część kłusa tuliła uszy, nerwowo kręciła ogonem oraz stawała sie nieposłuszna. "Super jadę na wkurzonym koniu, w dodatku na oklep w terenie, pewnie za chwile strzeli baranka i zwieje" - myślałam, a w mojej głowie kłębiło się coraz więcej czarnych myśli. Właśnie wyjechałyśmy ze ścieżki pieszej na część dróżki po której jeżdżą samochody. Przeszłyśmy do stępa. Maszerowałyśmy wzdłuż małej drogi, by po chwili ją przeciąć i wjechać w drugą część lasu. Znowu znalazłyśmy się na ścieżce. Oddaliłyśmy się od drogi i kłusowałyśmy już spory odcinek, gdy nagle zza krzaków wyskoczyły jakieś dzieciaki ciskając się nerwowo. W pewnym momencie któryś z nich strzelił w słabiźnie klaczy i pistoletu na kulki.
Sparta zerwała się galopem - poniosła. Kilka metrów od miejsca zdarzenia strzeliła baranka. Zahaczyłam o gałąź. Nie utrzymałam się. Spadłam. Leże na ziemi. Słysze postukiwanie końskich kopyt. Oddala się..
- Nic, nic pani nie jest? - słyszę kobiecy młody głos - ja, ja przepraszam za synów, oni nie chcieli.. - ciągnie dalej przestraszona kobieta.
- Nic! - odpowiedziałam niegrzecznie - Gdzie jest Sparta?! - krzyknęłam ze łzami w oczach, po czym zerwałam się na równe nogi i kuśtykając lekko na lewą nogę pobiegłam wzdłuż śladów kopyt. Błąkałam się po lesie pokrzykując "Sparta! Sparta!". By wreszcie po 10 minutach zobaczyć ukochaną klacz. Biedna stała zdezorientowana na jednej z polan i nerwowo się rozglądała.
- Sparta! - krzyknęłam uradowana i czym prędzej podbiegłam do klaczy - Nic ci nie jest? Jesteś cała? Spokojnie Mała, spokojnie - oglądałam klacz i uspakajałam ją, choć nie było wyraźnej potrzeby. Klacz spoglądała na mnie spokojnymi pełnymi ufności oczami jakby chciała powiedzieć "spokojnie, nic mi nie jest". I najwyraźniej klaczy nic nie było. "Moja kochana, co ja bym zrobiła gdyby coś ci się stało?" - myślałam. Wszystko wskazywało że można kontynuować teren. Byłam pewna obaw czy dokończyć teren czy nie, ale zdecydowałam że chyba jednak go dokończę.
Dosiadłam ponownie klacz i na łydke ruszyłyśmy stępem. Po chwili nabrałam kontakt i zakłusowałyśmy, aby po chwili galopować po łące. Galopowałyśmy krótko, bo klacz i tak była już zmęczona po poprzednim szalonym galopie. Gdy wjechałyśmy spowrotem do lasu przeszłyśmy do kłusa. Kłusowałyśmy średnio długo, jakieś pół godziny. Dojechałyśmy do stawku. Uznałam, że warto stracić te pare minut na pławienie klaczy. Weszłyśmy więc do stawu. Woda była taka fajna.. Pławiłyśmy się przez 10 minut. Następnie wyszłyśmy i ruszyłyśmy stępem w stronę stajni. Gdy wróciliśmy zdjęłam klaczy podkład i ogłowie. Wytarłam klacz garścią słomy. Sprowadziłam Herkiego z padoku, za to na padok wypuściłam Spartę..
Post został pochwalony 0 razy
|
|